Aktualna pozycja

piątek, 8 października 2010

bangkok to imprezy kambodza to alkohol






W bangkoku jest pelno miejsc gdzie mozna pic, ale to w kambodzy mielismy drinki za 1usd i piwo za 0.5 usd, w tajlandii sprawa wyglada zupelnie inaczej piwo kosztuje okolo 2-3usd a drinki 3-4usd, wiec przepasc. W tajlandii nie pijemy :) jesli chcemy sie spic grzejemy do kambodzy :P

Jutro moze zaprezentujemy jak sie pije w tajlandii bo mamy taki plan, aby uderzyc w miasto :P

Dzis mielismy wpasc na sushi gdzies w bangkoku, jednak zle spisalem adres i wyladowalismy nigdzie. Zmienilismy plan i pojechalismy do takiej silesi tylko w bangkoku, tj. najkwiesze centrum handlowe - szalu nie ma poza tym ze 7 pieter i lodowisko ;) lodowisko sobie darowalismy ;)


Pozniej mielismy w planie dopelnic nasz "spa dzien" idac ma rybki, rybki zjadaja stary naskorek z nog i takich tam, wiec sie siedzi a rybki cie jedza, w sumie to nawet fajnie jest. Gdy bylismy na rybkach i sie darlismy wypatrzyla nas polka z ktora chwile pogadalismy i umowilismy sie jutro na wizyte w swiatyni ale chyba nie pojdziemy bo mamy inny plan.

Dzien zakonczylismy spacerem po khao san i okolicy i piwem w barze z muzyka live.

Aha deszcz padal, generalnie to nowosc. Jestesmy tutaj teoretycznie w porze deszczowej, wiec powinno cos padac. Nie pada. W sumie widzielismy z 10min desczu. Przygotowalismy sie na duzyyyyy deszcz, bardzo duzy, nieprzemakalny plecak, nieprzemakalne torebki na dokumenty i paszporty, pieniadze. Mamy torebki na wszystko:) brakuje nam tylko kombinezonow do nurkowania. Wiec przygotowalismy sie na wojne ktorej nie ma :)

Ah, jedlismy duriana. Bardzo smierdzacy owoc, mial byc smierdzacy i dobry. Okazalo sie ze fakt smierdzic jak cholera ale dobry nie jest, jest slodki ale smakuje jak puree pomieszane z swieza cebula i cukrem. Sprobowalismy i poszedl do kosza ;)



czwartek, 7 października 2010

Bangkok khao san






Czesc :) Jestesmy w bangkoku. Nie mielismy zadnych problemow z przejazdem pomiedzy siem reap(kambodza) a bangkokiem(tajlandia). Dostalismy sie tu tak samo tylko w druga strone ;) odrobine zgubilismy sie na dwrocu w bangkoku ale znalezlismy punkt zaczepienia w postaci chatuchak i metro nas uratowalo.

Bedziemy tutaj 3-4 dni, bo to jest czas w ktorym chcemy zwiedzic bangkok. Zabytki, zakupy, sklepy i inne, impreza - taki jest plan z ta impreza to zobaczymy ;)

Dzis chodzilismy po swiatyniach, spacerkiem omijajac kazdego tuktukowca ktory nas chcial zgarnac, ale w koncu zatrzymalismy sie aby obmyslec gdzie isc dalej gdy przechodzacy taj zainteresowal sie czy przypadkiem sie nie zgubilismy i nas zaczepil.
Dosc dokladnie opowiedzial nam co gdzie i jak i za ile i za ile nie ;) rozpisal nam na kawalku gazety co mozemy zobaczyc, pozniej zawolal z drogi tuktukowca i powiedzial mu ze to sa moim przyjaciele z polski i woz ich za 20batow, zawsze placilismy nie mniej niz 80. Juz nie bedziemy;)

Generalnie plan sie prawie udal, zawiozl nas tam gdzie chcielismy za 20, ale w jednej swiatyni chcieli nas naciagnac na bizuterie za 5000usd :) nawet niezle to wygladalo ale jakos nie kupilismy :P

Pozniej poszlismy na masaz, asia na masaz stop - nawet jej sie podobalo, ja chcialem masaz plecow, tylko plecow. Wyszlo tak ze dostalem jakis taki full zestaw i dawno mnie tak nikt nie wytarmosil na wszytskie strony, bardzo fajna sprawa ale momentami bolesna;))

Teraz wrocilismy z kolacji, ktora dzis bylo sushi i z przykroscia musimy stwierdzic ze sushi w bangkoku jest lepsze niz w polsce, a co gorsza lepsze niz w wiedniu. To jest problem bo teraz wypadaloby tu jezdzic na sushi ;)

Po bangkoku bedziemy kierowac sie na wyspy aby tam narobic troche zamieszania.

wtorek, 5 października 2010

weze, kangury i inne przysmaki

Tato bedziesz ze mnie dumny, zjadlem weza. Nie zywego, ubitego, ladnie pokrojonego. Jestesmy dalej w siem reap i dzis poszlismy do knajpy gdzie podaja weze, kangury, krokodyle i inne takie przysmaki. Przygotowali go przy nas, przyniesli surowego weza, pokazali 'to waz' i przy nas na ogien z warzywkami ;)) Ogolnie jak na weza byl dobry:) troche gumiasty ale do przezycia:)) kangura i inne dziwne miesa sobie darowalismy ;)) Jutro jedziemy do bangkoku.

poniedziałek, 4 października 2010

kambodza - siem reap









jestesmy w kambodzy, wybralismy sie tutaj bez zadnych rezerwacji, jadac pociagami i busami z tajami :) to chyba najlepszy i najtanszy srodek transportu po tej czesci azji.

Najlepszy bo nikt nas nie proboje w zaden sposob oszukac co zdarza sie w busach dla turystow, jedziemy z tajami i wszystko poprostu dziala bo taj taja nie bedzie chcial oszukac czy opoznic, a ze przy okazji jadzie 2,3 farangaow to zaden problem chociaz jestesmy mala atrakcja w busie. farang to np ja, bialy wsrod azjatow, to nie jest ani pozytywne ani negatywne okreslenie, poprostu farang.

Wiec dotarlismy tutaj z Chiang mai w Tajlanii, pociagiem, metrem, taxowka, busem i znow taxowka ;) W busie z bangkoku do poypet spotkalismy anglikow i az do siem reap trzymalismy sie razem jako jedyni biali w autobusie.

My nie mielismy zdanych planow co do noclegu w siem reap, zadnych rezerwacji - nic ;) oni generalnie tez ale mieli nabazgrane na kartce nazwe hotelu do ktorego mozemy sie kierowac i tak tez zrobilismy, dotarlismy na miejsce i okazalo sie ze miejsce do spania moze byc wiec tu zostalismy.

Wracajac do chiang mai, chcialem tylko poinformowac ze zrobilem to co zawsze chcialem zrobic, plynelismy takimi bambusowymi lodkami, lodka to mocne slowo, kilka bambusow polaczonych, gdy sie na nie mocno stanelo byly pod woda ale plynely.
Wiec ja i jeden taj bylismy wioslami, tzn on na przodzie z bambusem i ja na tyle z bambusem i musielismy tak wbijac ta tyczke w dno zeby lodka sie nie rozbila bo wiezlismy 3 osoby ;-)

Wkoncu doplynelismy do 2 skal, zatrzymalismy sie i taj mowi "skacz" nikt nie chcial skoczyc, ale ze ja zawszeeeee chcialem z takiej skaly w taka rzeke skoczyc wiec postanowilem ze skocze z tej nizszej na poczatek, tylko go zapytam czy skoczy pierwszy. Powiedzial ze nie skoczy ale ze spoko moge skakac nie zabije sie. Skoczylem z tej pierwszej :) - rewelacja, za mna skoczyla dziewczyna z angli ktora z nami byla, wdrapalismy sie na ta wysoka, na gorze szybka rozmowa co robimy skaczemy czy nie bo wysoko jak cholera. Ona powiedziala ze jak juz tu sie wdrapalismy to szybciej bedzie skoczyc niz zlazic... no i skoczylem - rewelacja ;)

Wracajac do siem reap ;) dzis bylismy w agnkorze, ciekawa sprawa, podobno najwieksze budowle religijne na swiecie. Zlecialo nam tu 8h z tuktukowcem, jutro wracamy ogladac dalej i zwiedzic plywajacy targ. Poki co krecimy sie po siem reap i probojemy khmerskiego jedzienia, mozna tu zjesc pieczonego weza lub krokodyla.

Piwo jest za 0.5USD !;)

Wiec na najblizsze kilka dni plan jest taki, jutro dalej angkor, pojutrze wracamy do bangkoku, tam zatrzymamy sie na kilka dni jeszcze nie wiemy ile, pozniej jedziemy na poludnie tajlandii aby zatrzymac sie w okolicy wyspy koh tao i tam mamy zamiar pokrecic sie kilka dni wracajac do bangkoku przez pattaye.

ps. tygrysy byly prawidziwe :P
ps2. Bolo, jesli to czytasz napisz mi prosze w komentarzu co z moim combo, czy stoi czy go zgarnela policja :)

niedziela, 3 października 2010

U nas w bangkoku.




Dzis moze nie byc za duzo zdjec bo jestesmy w kambodzy i musialem podpiac aparat do komputera z usb 1.0 :(

Jestesmy w kambodzy, zyjemy i wszystko jest ok.



Dwa dni temu ruszylismy na trekking w gory tajlandi w okolicy chiang mai, szczerze mowiac myslalem ze to bedzie spacerek po lesie, okazalo sie ze non stop zbaczalismy z glownej sciezki przechodzac przez rzeki po drzewach i takie tam. Na pewno spacer to nie byl ;) bo nogi mnie do dzis bola. Wieczorem doszlismy do wioski w ktorej nic nie bylo, zero pradu, zero swiatla, zero wody ale piwo bylo :)

Wykapalismy sie w wodospadzie ktory byl w okolicy i nocowalismy w chatce plemienia karen, bo z tamtad pochodzil nasz przewodnik. Po drodze widzielismy duzego pajaka, tak na oko jak dlon. Wypilismy kilka piw, zrobilismy ognisko, ja pilnowalem zupy i musialem obracac bambus w ktorym sie gotowala, ale byla jadalna :P

Po kilku piwach trzeba bylo isc spac, nie wyspalismy sie za bardzop bo raz ze chatka byla nad rzeka - glosna, dwa caly las buczal - bardzo glosno, trzy caly czas cos biegalo po tej chatce - nie wiem co.

Rano wrzucilismy sniadanie pod postacia jajka i ananasa i znalezlismy takiego samego pajaka jak w lesie kolo naszego domku, nawet nie chce wiedziec ile ich tam jest.

Pozniej szybki marsz do sloni, na sloniach jezdzilismy okolo 30 min. Generalnie 2 pierwsze slonie mialy kierowce, nasz byl przypiety do innego slonia za ucho przy pomocy malego sznurka. Myslalem ze ten pierwszy slon bedzie mial kierowce ale nie, wiec nasz slon bez kierowcy byl kierowany przez wiekszego slonia tez bez kierowcy...

Byly grzeczne i poza tym ze nas kilka razy obsmarkal i chcial jesc nonstop ale ok.


Reszte moze opiszemy jutro bo jestesmy po 26h na nogach.
Po trekkingu pobieglismy szybko na pociasg w chiang mai, przez noc przejechalismy pol tajlandii aby w bangkoku przesiasc sie na metro, z metra z mala pomoca taja na taxowke, z taxowki na autobus w ktoreym byli sami tajowie my i para z anglii :) i na granice tajlandii-kambodzy, tu bez wiekszych problemow przedostalismy sie do kambodzy, pozniej tylko 2h samochdoem do siem reap.

I oto jestesmy w siem reap wykonczeni ale przejechalismy 1200km w 24h wydajac nie wiecej niz 35USD na glowe :>

Teraz po piwo i spac ;) jutro od 8 ruszamy do angkoru.

czwartek, 30 września 2010

Chiang Mai - tygrysy i zoo








Dzis mielismy taki plan:
1. Tygrysy
2. zoo
3. nocny market

Rano bylismy w tiger kingdom, to jest takie zoo w ktorym tylko sa tygrysy, od zwyklego zoo rozni sie tym ze mozna wejsc do klatki i potarmosic tygrysa ewentualnie probowac go ugryzc co tez probowalem zrobic na szczescie mi nie oddal ;)

Tajowie obiecali ze tygrysy nas nie zjedza, generalnie pozatym ze obiecali nie bylo zadnego zabezpieczenia, klatka - my - tygrysy i 2,3 tajow ktorzy jeszcze na dodatek draznili je dmuchajac im w nosy...

Po tym jak przezylismy wizyte u tygrysow, ruszylismy z zaprzyjaznionym tuktukiem do zoo, w zoo zgubilismy sie conajmniej kilka razy, ale dzieki temu zwiedzilismy je cale ;) Glownie zalezalo nam na pandach wielkich i misiach koala.

Misie i pandy zobaczylismy wiec ruszylismy taka ciezarowka do domu, na miejscu wykapalismy sie w basenie bo trafil nam sie taki luksus.

Wieczorem bylismy znow na nocnym targu, jutro wyjezdzamy w gory, tam nie bedziemy miec telefonu i swiatla, a wode z wodospadu ;) wiec generalnie przepadamy na 2 dni a pozniej odrazu wsiadamy do pociagu w strone bangkoku wiec pewnie zameldujemy sie z bangkoku po 3 dniach.

środa, 29 września 2010

Chiang Mai - nocny market, nocny spacer










Udalo nam sie zaktualizowac mape!

Ustalmy ze nie bylo to latwe bo nie dziala mi tu era, nie wiem czemu ale kompletnie nie mam tu zasiegi. Wiec praca z google latitide jest mocno utrudniona.

Dzis caly dzien spedzilismy w ching mai, generalnie poruszamy sie tutaj tuktukami, jak lokalni i jemy na ulicy jak lokalni, bo jest pysznie i dostepne od reki;-)

Wieczorem mielismy odwiedzic swiatynie na skraju miasta w ktorej miala odbyc sie ceremonia swiecenia nowych mnichow, ale sie nie odbyla - nie wiemy czemu. Informacje mamy od innego spotkanego taja w swiatyni, ogolnie reszta rzeczy ktore nam powiedzial sie sprawdzila:)

Wiec ze swiatyni ruszylismy na nocny market poszukac roznych rzeczy, okazalo sie ze chcemy kupic prawie wszystko wiec uznalismy ze sie z tym przespimy i wrocimy jutro, zamiast tego kupilismy szejka ze swiezych owocow i posiedzielismy na rynku. Do naszego hostelu wrocilismy na piechote zeby zwiedzic miasto noca, spokoj, cisza, nic sie nie dzieje - tak mozna opisac chiang mai noca. Nawet przez chwile nie czulismy sie zle :) a wlasciwie czulismy sie bardzo dobrze, jak na 1 dzien na drugim koncu swiata.

Teraz konczymy ten aktywyny dzien 3 piwami i idziemy spac;)

W zalaczeniu foty z pociagu, marketu i swiatyn, tak wiem ze sie nie rowno ulozyly ale nie mam czasu dzis z tym tu walczyc bo raz ze padam a dwa ze zostalo mi 8minut internetu :)

Jestesmy w takim rodzinnym hostelu w ktorym juz nas znaja po imieniu i jest bardzo ok ;)

Chiang mai

:) jestesmy w Chiang Mai. Ruszylismy z bangkoku o 19, pociagiem ala kuszetkowym ;) tzn do 21 to normalny pociag a pozniej wpada taj rozklada lozka i mozna spac. To bylo calkiem normalne, dziwne bylo to ze przez cala podroz obslugiwala nas Nathalli. Nathalli to transwetyta w tym wypadku facet przebrany za babke, pelny makijaz i takie tam ;) byla nawet mila i probowala powiedziec dziekuje. W pociagu zjedlismy kolacje i sniadanie, podane przez Nathalli ;) Cala noc przespalismy budzac sie w okolicy Chiang Mai. Na miejscu nie mielismy zadnej rezerwacji wiec musielismy cos szybko zorganizowac, na szczescie szybko udalo sie znalezc miejsce do spania wiec nocleg mamy. Pozniej poszlismy obejrzec swiatynie i spotkalismy calkiem milego japonczyka ktory chcial nam pomoc z tym ze nie potrzebowalismy pomocy. geberalnie tu jest tak ze gdy przegladasz mape i trwa to wiecej niz 2min jest pewne ze podejdzie taj i zacznie rozmowe aby pomoc, sa bardzo mili i duzo gadaja. jutro ruszamy dalej w miasto i do tygrysow:)) a po jutrze idziemy w gory aby spedzic noc w wiosce bez pradu, wody i takich tam luksusow. Nie mam tu zasiegu, w ogole - zero ;) sproboje zaktualizowac mapke ale jako ze to robie z tel to bedzie problem :)

wtorek, 28 września 2010

misja Hua Lampang



Dzis mielismy misje kupic bilet do Chiang Mai na glownym dworcu kolejowym w bangkoku.
Bilety mamy i o 19:35 jedziemy pociagiem nocnym:) w Chiang Mai mamy byc rano i tam ruszamy w gory.
Jechalismy smiesznym tuktukiem, pierwsza dziewicza wycieczka srednio nam sie udala ale nie wiele nas kosztowala wiec ok, za drugim razem udalo sie spokojnie dojechac na nasz dworzec. Na dworcu o niebo lepiej niz w pkp, bez problemu dostalismy bilety takie jak chcielismy.

Pozniej uznalismy ze warto cos zjesc bo poranne owocowe sniadanie przestalo dzialac, od poczatku mielismy taki plan ze bedziemy jesc jak tajowie - na ulicy i w ich knajpach nie turystycznych.

Takim oto sposobem zjedlismy pierwszy obiad na ulicy w postaci Path Thai, czyli makaron ze wszystkim. OK a teraz ruszamy na pociag i do Chiang Mai.

poniedziałek, 27 września 2010

Ananasy i kokosy


Wlasnie jestesmy po sniadaniu w postaci:

2 sztuki ananasa
2 sztuki arbuza
1 sztuka kokosa do picia ;))


Zaraz zlapiemy jakis transport na glowny dworzec kolejowy i kupujemy bilety do Chiang Mai, plan jest taki ze wyjezdzamy dzis nocnym pociagiem na polnoc tajlandii w gory :)

Jesli uda nam sie dostac bilety to dzis troche pokrecimy sie po Bangkoku i poszukamy jakiegos obiadu z ulicznych straganow :)

ps. wcale nie jest tak goraco, troche duszno ;) ale ananasy nas ratuja ;)

Bangkok

Jestesmy w bangkoku. Przywitala nas burza przez ktora samolot musial 2 razy podchodzic do ladowania czym przyprawil nas i reszte pasazerow o paliptacje serca. Na lotnisku deszcz dal za wygrana i byla burza bez deszczu:)

pozbieralismy nasze plecaki, przebralismy sie i ruszylismy na pociag aby po 20min zalezc sie w centrum bangkoku. Z makasan bo tak sie nazywa ten przystanek zlapalismy taxowke ktora przywiozal nas na ulice o blizej nie okreslonej nazwie i jestesmy w hotelu. Reasumujac mamy gdzie spac i wlasnie jestesmy po kolacji i piwie i idziemy zbadac okolice.

Wczesiej chcialem napisac ze emirates ma boskich pilotow bo w dubaju wyladowal tak ze nie wiedzialem kiedy maszyna dotknela ziemi ale w bangkoku im sie nie udalo i przy 1000m poderwal samolot aby wykonac drugie podejscie - nie bylo to mile :P

Ah google latitude cos mi tu nie dziala, zaraz sprawdze w terenie ale ogolnie jest z tym problem dlatego na mapce nadal jestesmy w wiedniu:)

niedziela, 26 września 2010

dubaj - gdzie idziesz glupia babo:)

ok, jestesmy w dubaju. generalnie niewiem od czego zaczac, cala podroz rozpoczela sie tym ze gdy czekalismy w kolejce po boardingpass, pani z emirates otworzyla nam bramke first class i oto ruszylismy z first ;) wiec bardzo dobrze. lot chociaz 6h szybko przelecial, to chyba zasluga ICE w naszym 777, teraz czekamy na A380:))) do dubaju przylecielismy wieczorem, piekne miasto.... przynajmniej z okna samolotu. spotkalismy polakow lecacych do australii tez przez bkk, ujawili sie slowami 'gdzie idziesz gupia babo' chwile pogadalismy i oni ruszyli na swoj a my po kawe i ogladac rolexy za 300tys. wiec reasumujac zyjemy, czekamy i mamy kawe jako ze wifi cos mi tu nie dziala i pisze z tel to bardziej tresciwie iz polotem odezwiemy sie z bangkoku. ps szukam zegarka :p

sobota, 25 września 2010

Wieden



Po dlugiej desczowej podrozy, przy rozmyslaniu o teorii zachowaniu energii dotarlismy do wiednia. Jak zwykle w czechach lato jak cholera, na granicy sprawdzili mnie czy nie pilem i nawet nie. Teraz musze walczyc z niemiecka klawiatura i za cholere nie wiem jak zrobic tu usmieszek. Jutro o 15 ruszamy do dubaju i pozniej do bangkoku.
Tu mozna podejrzec loty:

wieden dubaj


dubaj bangkok

niedziela, 19 września 2010

maraton w dg


Dzis byl maraton, maly maraton - rolki 5,5 rower 25, ja juz skonczylem - 7 miejsce w grupie 20-29 wiec jak na miesieczna przerwe nie ma tragedii, srednia 22,5. Druga polowa naszej druzyny pod postacia siwego cisnie teraz na rowerze a ja czekam z kawa:)

piątek, 17 września 2010

czy potrzebny nam komputer?



Zastanawailem sie czy potrzebny nam komputer, napewno nie chcialem wozic swojego, ewentualnie chcialem cos malutkiego. Wybor padl na taki maly drobiazg. To cos ma androida wiec mam nadzieje ze bede mogl wyedytowac tu posta, sprawdzic gdzie jedziemy dalej na google maps i rozejrzec sie w razie potrzeby :)
Podobno dziala tu wifi, nadal z tym walcze ;)

Poki co moge sie zalgowac do blogger i dodac fote i napisac posta wiec jest ok, dokopalem sie tez do terminala wiec jestem w domu ;)