Aktualna pozycja

piątek, 24 grudnia 2010

Makowiec DIY

Swieta sa, wszedzie pelno swiecachy rzeczy, choinek i mojego swiecznika adwentowego ;)
Zdobylem taki rzutem na tasme, mial jedna awarie ale zrobilem szybki serwis i dziala, bo to swiecznik elektryczny.

Wiec wymyslilem sobie ze na swieta zrobie sobie sam ciasto, nie wiedzialem jakie ale padlo na makowiec. Generalnie to nic trudnego pozatym ze w pewnym momencie z ciasta zrobil mi sie glut z prazkami ale maka uratowala sytuacje, mak, jajka ubite widelcem i nawet to jakos zadzialalo ;)

sobota, 11 grudnia 2010

Tomek - samsara - tajlandia

Tak sie zabawnie zlozylo ze moglismy sie spotkac z Tomkiem Michniewiczem. Kto to jest tomek ? tomek to dziennikarz, generalnie to zadne wow ale....

Tomek to backpacker wiec lubie go z zalozenia, druga sprawa ze napisal ksiaze samsara ktora dzielnie czytalem jezdzac po tajladnii i kambodzy. Musze przyznac ze byla milym dodatkiem do tej podrozy, dokonczylem ja na ganku domku w ko tao i tego raczej nigdy nie zapomne :)

Na FB dostalem cynk ze tomek sie pojawi w wadowicach i bedzie cos opowiadal, uznalismy ze powie cos ciekawego wszak gdzies sie tam wloczy. Wiec pozbieralismy sie i dosc mrozna i sniezna aura w urokach driftowania na zakretach dotarlismy do wadowic i tadam tomek opowiada o bkk i angkor, mile przypomnienie:)

Mielismy ze soba ksiazke ktora z nami podrozowala po azji wiec autograf i ustalilismy ze on zwiedzil wiecej wiec moze wie gdzie mozna zjesc w POLSKA padthaia lub pancake, dostalismy mily podpis i pogadalismy o padthai, okazalo sie ze padthai to tajlandia i koniec. Wyrazilem swoj poglad ze padthai to tylko na krawezniku i okazalo sie ze tu jestesmy bratnimi duszami przybilismy sobie "zólwika" i chyba sie dogadalismy jak na 1 raz i 5 min wymiana zdan ;)

czwartek, 18 listopada 2010

Silniki Rolls-Royce w A380

:) chcemy czy nie trzeba przyznac ze tez lecielismy A380 przed afera z silnikami. Jak znam zycie nasz 380 chociaz dzialal bez problemow tez ma pewnie silnik z tej partii :P

Pomijajac cale to zamieszanie i problem linii Qantas czytanie o samolocie ktorym sie lecialo miesiac wczesniej to dosc dziwne doswiadczenie ;-)

Linia Qantas interesuje mnie jeszcze z innego powodu, czytajac i zbierajac materialy do nastepnej wyprawy wszedzie pojawia mi sie wlasnie Qantas, wiec mozliwe ze bede tez z niego korzystal.

Reasumujac polecam 380 ale ze sprawnymi silnikami ;-) nasz dolecial bez problemow ;-)

niedziela, 17 października 2010

Bedzin

Tadam, dotarlismy do domow, od piatku z koh tao do bedzina to 48 z krotka drzemka w BKK i pseudodrzemkach w samolotach, wiec padamy na ryjki.

Gdyby ktos, gdzies chcial z plecakiem to walcie jak w dym:D ja dosc fantastycznie organizuje takie wyjazdy :P

piątek, 15 października 2010

bangkok

Znow jestesmy w bangkoku.

Z koh tao wrocilismy autobusem, pociag byl juz zawalony. Autobus wyrzucil nas o 4:00 rano w bankoku na ulicy ktorej nie poznalismy i nikt z autobusu nie poznal wiec trzeba bylo zdobyc jakis transport na znana okolice. Kolo nas zlecialo sie pelno kierowcow taxowek chetnych nas podrzucic za 200batow, 200batow za taxowke to kupe kasy tutaj wiec uznalismy ze mamy ich w dupie i idziemy na nogach. I ruszilismy w bangkok o 4 rano ;)

Caly nasz autobus chyba dal sie zlapac na taxowki, poza kilkoma osobami ktore poszly w druga strone. Po krotkim spacerze uznalismy ze minelismy miejsce w ktorym taxowki sa drogie i zlapalismy taxe za 35 batow, okazalo sie ze przewziozla nas 100m i bylismy na miejscu ;)

Drugim problemem byl hotel ktorego nie mielismy wiec zaczelismy poszukiwania i spacer po khao san. Khao san o 4 rano to dziwki, alfonsi, pijani imprezowicze i kilka imprez juz na chodniku i kraweznikach. O tej godzinie na tej ulicy zeby sie dobrze bawic wystarczy kraweznik, wiadreko i cos co wybija rytm.

Przebilismy sie przez khao san, przyczepil sie do nas podchmielony taj ale dal sobie szybko spokoj ;), poszlismy do naszego starego hotelu niestety byl full, do kolejnego niestety bylo drogo wiec znalezlismy zupelnie inny i mamy gdzie spac ;-)
Ja jeszcze ruszylem na spacer po wode mineralna do 7eleven mijajac po drodze zbierajace sie stragany i goscia ktory robil tatuaz drewnianym szpikilcem drugiemu gosciowi ;) Szybki sen i dzis ostatni dzien zakupow, relaxu i kolo 22 jedziemy na lotnisko. o 2:45 mamy lot do dubaju w dubaju bedziemy o 6 czasu lokalnego o 10 wylatujemy z dubaju do wiednia i bedziemy tam o 13:45 czasu Waszego.

!!! BOLO przyjedzcie po nas, na pewno bez problemu wrocilibysmy metrem :P ale mamy ciezkie plecaki i nie chce nam sie tego dzwigac :P ps. podobno bedziemy na terminalu T1, numer lotu EK127, linie EMIRATES, ladujemy o 13:45 !!!

Na dole 2 linki do naszych lotow, po angielsku wiec musicie sobie radzic ;)

Bangkok - dubaj

Dubaj - wieden

środa, 13 października 2010

koh tao na 4 kolach













Dzis mielismy w planie zwiedzic cala wyspe, jako ze wyspa jest malenka to 1 dzien starczy. Na piechote to troche za daleko bo 2-3km w upale to zadna przyjemnosc wiec wynajelismy quada ktory tutaj nazywa sie atv ;) Objezdzilismy nim cala wyspe, ja nigdy nie jezdzilem na quadzie wiec pierwsza lekcje mialem w ciezkich warunkach bo zapuscilismy sie w las i dzungle :P i bylo starsznie stromo ale jakos dalismy rade :P swietna sprawa ;) wjechalismy nim prawie wszedzie - mokre zbocza gor sobie darowalismy bo raz wpadlismy w malutki poslizg zjezdzajaz z gorki, jeden poslizg na pierwszy raz wystarczy ;) Cala wyprawe z quadem przezylismy, rano troche padalo, pozniej juz nie i bylo slonce :) ogolnie wrocilismy ubrudzeni ale szczesliwi. Wrzucam filmik ze startow :P w dzungli, gdy go krecilismy za pierwszym razem wrzucilem wsteczny zamiast "jednyki" i tak jak na filmie ruszylem radosnie ale do tylu :P Pojezdzilismy po innych plazach koh tao, na jednej woda byla cieplejsza niz w naszym prysznicu... zero ludzi i w ogole rewelacja :) ale to koniec swiata na tej wyspie ;) Pozniej zrobilo sie ciemno wiec pojechalismy na obiad do "miasta", bo my mieszkamy na plazy obok bo tu jest spokojniej. Pozniej wracalismy tym quadem po ciemnej azjatyckiej ulicy - rewelacja ;) Teraz wrzucimy te filmy, foty idziemy po piwo i posiedzimy na naszym balkonie 10m od morza:P

ps. wrzucam tez film z pokazu na plazy bo wczoraj sie nie udalo :) a taj niezle kreci ogniem :P

wtorek, 12 października 2010

koh tao





Siedzimy wlasnie w kafejce na koh tao i obok nas transy przechadzaja sie zapraszajac na show transow, co tu duzo mowic niezle laski szkoda ze to faceci ;) poza transami na koh tao jest kilka knajpek, cale stado nurkow i generalnie nic :) to malenka wyspa 4kmx5km, dzis chcielismy sie kawalek przejsc pomylily nam sie sciezki i okazalo sie ze przeszlismy prawie pol wyspy... Droga do jezdzenia jest tu jedna i polne odnogi, jest tu z 20-25 samochodow wiec droga to zbedny luksus. Jezdzi sie tu glownie motorami, jutro mamy w planie zwiedzic cala wyspe wypozyczymy sobie do tego pojazd jeszcze nie wiemy czy 2 kolowy czy 4, raczej 4 ale nie samochod :P Na koh tao odpoczywamy nie robimy tu nic poza siedzeniem lezeniem piciem i jedzeniem, taki byl plan - relax. Jestesmy tutaj do 15.10 pozniej grzejemy katamaranem i busem do bangkoku, pozegnamy sie z bangkokiem i lecimy do dubaju :(

Wrzucamy tez fote leysow o smaku sushi :D chcielismy dodac film z pokazu na plazy ale na tej wsypie internet dziala fatalnie, jutro poszukamy lepszego ;)

niedziela, 10 października 2010

koh tao

Meldujemy sie z koh tao, jestesmy na obiedzie. Mamy domek na plazy i narazie mamy w planie robic nic ;) ps. tu tez sa wiadra :D

chumphon noca

ok, jestesmy w chumphon... jest 4 rano a my jestesmy w srodku tej dziury:) nasz katamaran podobno pojawi sie tutaj o 7. bardzo w to wszyscy wierzymy. jestesmy na przystani i smierdz tu rybami. my wszyscy to pomieszane towarzystwo z autobusu, nawet juz nie potrafie rozpoznac jakie to jezyki, uslyszenie angielskiego to jak by mi ktos wyrecytowal hymn ;)) jechalismy busem bo pociag byl full, tajowie mowia ze sa wakacje dla ich dzieci i wykupili, podobno jest tez jakis festiwal warzyw (?). tu jest pelno ceremonii, festiwali i takich spraw ;)) pociagi sa o wiele wygodniejsze ale mielismy dobre miejsca wiec jakos zyjemy. asia teraz spi, ja czuwam, finowie po lewej ukladaja kostke rubika, anglicy po prawej graja w karty, nie rozpoznani na naszym stoliku czytaja i spia a hiszpanie i inni nie rozpoznani puscili muze i rozkrecaja impreze. impreza na odludziu, na smierdzacej przystani o 4 rano...;))) byle do koh tao :)
ps. lukasz dzieki bardzo pomogles :))

sobota, 9 października 2010

bangkok - robaki wiadra ;)















Zabraklo nam kasy i musimy jesc na ulicy robaki i pic z wiader!

...


Nie, zartujemy ;) w bangkoku jest tak ze moza zamowic piwo po ludzku ale jako ze my jestesmy blisko ulicy na ktorej mozesz wszystko wiec tutaj mozna zamowic wiaderko piwa lub drinka. To dosc popularne tutaj. Robaki ktore jedlismy to taki snack, cos w rodzaju czipsow, asi bardzo smakowaly, ja zjadlem robaki ale drugi raz nie chce :)

Jutro jestesmy ostatni dzien w bangkoku i jedziemy na wyspe koh tao, mamy juz bilety wiec wszystko powinno byc ok.

Dzis probowalismy znalezc nasze upatrzone sushi, ale okazalo sie ze dostalismy sie metrem do dzielnicy zupelnie "nie turystycznej" a tam musielismy zlapac taxowke. NIKT zupelnie nikt tam slowa po angielsku nie znal a gdy pokazywalismy na mapie ktora byla po tajsku gdzie chcemy jechac to mowili nam cos po tajsku, nie wiem co :) ale ogolnie ze nie.


Rano bylismy na markecie chatuchak, goraco, parno i jeszcze raz goraco. Kupilismy kilka rzeczy i metrem wrocilismy do naszej dzielnicy. Wrzucam filmik z metra bo metro jest extra, z klima, tanie i prawie puste ;-)

Zaraz idziemy na kolejne wiaderko bo jutro robimy sobie dzien luzu i nie wstajemy rano.

Wrzucilem tez fotke kulki ktora mam przy plecaku, to zielona kulka-torba. Tajom bardzo sie spodobala i co chwile ktos mnie w nia tyrpie. Sa jak koty przy kulce welny, nie moga sie powstrzymac ;). Gdy wchodzimy do metra musze otwierac plecak zeby pokazac co tam wnosze. Pani ktora nas sprawdzala tez sie bardzo zainteresowala, z szerokim usmiechem zrobila takie "agrrr" i pacnela mi kulke...

Ogolnie wszyscy sa nia zachwyceni.

piątek, 8 października 2010

bangkok to imprezy kambodza to alkohol






W bangkoku jest pelno miejsc gdzie mozna pic, ale to w kambodzy mielismy drinki za 1usd i piwo za 0.5 usd, w tajlandii sprawa wyglada zupelnie inaczej piwo kosztuje okolo 2-3usd a drinki 3-4usd, wiec przepasc. W tajlandii nie pijemy :) jesli chcemy sie spic grzejemy do kambodzy :P

Jutro moze zaprezentujemy jak sie pije w tajlandii bo mamy taki plan, aby uderzyc w miasto :P

Dzis mielismy wpasc na sushi gdzies w bangkoku, jednak zle spisalem adres i wyladowalismy nigdzie. Zmienilismy plan i pojechalismy do takiej silesi tylko w bangkoku, tj. najkwiesze centrum handlowe - szalu nie ma poza tym ze 7 pieter i lodowisko ;) lodowisko sobie darowalismy ;)


Pozniej mielismy w planie dopelnic nasz "spa dzien" idac ma rybki, rybki zjadaja stary naskorek z nog i takich tam, wiec sie siedzi a rybki cie jedza, w sumie to nawet fajnie jest. Gdy bylismy na rybkach i sie darlismy wypatrzyla nas polka z ktora chwile pogadalismy i umowilismy sie jutro na wizyte w swiatyni ale chyba nie pojdziemy bo mamy inny plan.

Dzien zakonczylismy spacerem po khao san i okolicy i piwem w barze z muzyka live.

Aha deszcz padal, generalnie to nowosc. Jestesmy tutaj teoretycznie w porze deszczowej, wiec powinno cos padac. Nie pada. W sumie widzielismy z 10min desczu. Przygotowalismy sie na duzyyyyy deszcz, bardzo duzy, nieprzemakalny plecak, nieprzemakalne torebki na dokumenty i paszporty, pieniadze. Mamy torebki na wszystko:) brakuje nam tylko kombinezonow do nurkowania. Wiec przygotowalismy sie na wojne ktorej nie ma :)

Ah, jedlismy duriana. Bardzo smierdzacy owoc, mial byc smierdzacy i dobry. Okazalo sie ze fakt smierdzic jak cholera ale dobry nie jest, jest slodki ale smakuje jak puree pomieszane z swieza cebula i cukrem. Sprobowalismy i poszedl do kosza ;)



czwartek, 7 października 2010

Bangkok khao san






Czesc :) Jestesmy w bangkoku. Nie mielismy zadnych problemow z przejazdem pomiedzy siem reap(kambodza) a bangkokiem(tajlandia). Dostalismy sie tu tak samo tylko w druga strone ;) odrobine zgubilismy sie na dwrocu w bangkoku ale znalezlismy punkt zaczepienia w postaci chatuchak i metro nas uratowalo.

Bedziemy tutaj 3-4 dni, bo to jest czas w ktorym chcemy zwiedzic bangkok. Zabytki, zakupy, sklepy i inne, impreza - taki jest plan z ta impreza to zobaczymy ;)

Dzis chodzilismy po swiatyniach, spacerkiem omijajac kazdego tuktukowca ktory nas chcial zgarnac, ale w koncu zatrzymalismy sie aby obmyslec gdzie isc dalej gdy przechodzacy taj zainteresowal sie czy przypadkiem sie nie zgubilismy i nas zaczepil.
Dosc dokladnie opowiedzial nam co gdzie i jak i za ile i za ile nie ;) rozpisal nam na kawalku gazety co mozemy zobaczyc, pozniej zawolal z drogi tuktukowca i powiedzial mu ze to sa moim przyjaciele z polski i woz ich za 20batow, zawsze placilismy nie mniej niz 80. Juz nie bedziemy;)

Generalnie plan sie prawie udal, zawiozl nas tam gdzie chcielismy za 20, ale w jednej swiatyni chcieli nas naciagnac na bizuterie za 5000usd :) nawet niezle to wygladalo ale jakos nie kupilismy :P

Pozniej poszlismy na masaz, asia na masaz stop - nawet jej sie podobalo, ja chcialem masaz plecow, tylko plecow. Wyszlo tak ze dostalem jakis taki full zestaw i dawno mnie tak nikt nie wytarmosil na wszytskie strony, bardzo fajna sprawa ale momentami bolesna;))

Teraz wrocilismy z kolacji, ktora dzis bylo sushi i z przykroscia musimy stwierdzic ze sushi w bangkoku jest lepsze niz w polsce, a co gorsza lepsze niz w wiedniu. To jest problem bo teraz wypadaloby tu jezdzic na sushi ;)

Po bangkoku bedziemy kierowac sie na wyspy aby tam narobic troche zamieszania.

wtorek, 5 października 2010

weze, kangury i inne przysmaki

Tato bedziesz ze mnie dumny, zjadlem weza. Nie zywego, ubitego, ladnie pokrojonego. Jestesmy dalej w siem reap i dzis poszlismy do knajpy gdzie podaja weze, kangury, krokodyle i inne takie przysmaki. Przygotowali go przy nas, przyniesli surowego weza, pokazali 'to waz' i przy nas na ogien z warzywkami ;)) Ogolnie jak na weza byl dobry:) troche gumiasty ale do przezycia:)) kangura i inne dziwne miesa sobie darowalismy ;)) Jutro jedziemy do bangkoku.

poniedziałek, 4 października 2010

kambodza - siem reap









jestesmy w kambodzy, wybralismy sie tutaj bez zadnych rezerwacji, jadac pociagami i busami z tajami :) to chyba najlepszy i najtanszy srodek transportu po tej czesci azji.

Najlepszy bo nikt nas nie proboje w zaden sposob oszukac co zdarza sie w busach dla turystow, jedziemy z tajami i wszystko poprostu dziala bo taj taja nie bedzie chcial oszukac czy opoznic, a ze przy okazji jadzie 2,3 farangaow to zaden problem chociaz jestesmy mala atrakcja w busie. farang to np ja, bialy wsrod azjatow, to nie jest ani pozytywne ani negatywne okreslenie, poprostu farang.

Wiec dotarlismy tutaj z Chiang mai w Tajlanii, pociagiem, metrem, taxowka, busem i znow taxowka ;) W busie z bangkoku do poypet spotkalismy anglikow i az do siem reap trzymalismy sie razem jako jedyni biali w autobusie.

My nie mielismy zdanych planow co do noclegu w siem reap, zadnych rezerwacji - nic ;) oni generalnie tez ale mieli nabazgrane na kartce nazwe hotelu do ktorego mozemy sie kierowac i tak tez zrobilismy, dotarlismy na miejsce i okazalo sie ze miejsce do spania moze byc wiec tu zostalismy.

Wracajac do chiang mai, chcialem tylko poinformowac ze zrobilem to co zawsze chcialem zrobic, plynelismy takimi bambusowymi lodkami, lodka to mocne slowo, kilka bambusow polaczonych, gdy sie na nie mocno stanelo byly pod woda ale plynely.
Wiec ja i jeden taj bylismy wioslami, tzn on na przodzie z bambusem i ja na tyle z bambusem i musielismy tak wbijac ta tyczke w dno zeby lodka sie nie rozbila bo wiezlismy 3 osoby ;-)

Wkoncu doplynelismy do 2 skal, zatrzymalismy sie i taj mowi "skacz" nikt nie chcial skoczyc, ale ze ja zawszeeeee chcialem z takiej skaly w taka rzeke skoczyc wiec postanowilem ze skocze z tej nizszej na poczatek, tylko go zapytam czy skoczy pierwszy. Powiedzial ze nie skoczy ale ze spoko moge skakac nie zabije sie. Skoczylem z tej pierwszej :) - rewelacja, za mna skoczyla dziewczyna z angli ktora z nami byla, wdrapalismy sie na ta wysoka, na gorze szybka rozmowa co robimy skaczemy czy nie bo wysoko jak cholera. Ona powiedziala ze jak juz tu sie wdrapalismy to szybciej bedzie skoczyc niz zlazic... no i skoczylem - rewelacja ;)

Wracajac do siem reap ;) dzis bylismy w agnkorze, ciekawa sprawa, podobno najwieksze budowle religijne na swiecie. Zlecialo nam tu 8h z tuktukowcem, jutro wracamy ogladac dalej i zwiedzic plywajacy targ. Poki co krecimy sie po siem reap i probojemy khmerskiego jedzienia, mozna tu zjesc pieczonego weza lub krokodyla.

Piwo jest za 0.5USD !;)

Wiec na najblizsze kilka dni plan jest taki, jutro dalej angkor, pojutrze wracamy do bangkoku, tam zatrzymamy sie na kilka dni jeszcze nie wiemy ile, pozniej jedziemy na poludnie tajlandii aby zatrzymac sie w okolicy wyspy koh tao i tam mamy zamiar pokrecic sie kilka dni wracajac do bangkoku przez pattaye.

ps. tygrysy byly prawidziwe :P
ps2. Bolo, jesli to czytasz napisz mi prosze w komentarzu co z moim combo, czy stoi czy go zgarnela policja :)

niedziela, 3 października 2010

U nas w bangkoku.




Dzis moze nie byc za duzo zdjec bo jestesmy w kambodzy i musialem podpiac aparat do komputera z usb 1.0 :(

Jestesmy w kambodzy, zyjemy i wszystko jest ok.



Dwa dni temu ruszylismy na trekking w gory tajlandi w okolicy chiang mai, szczerze mowiac myslalem ze to bedzie spacerek po lesie, okazalo sie ze non stop zbaczalismy z glownej sciezki przechodzac przez rzeki po drzewach i takie tam. Na pewno spacer to nie byl ;) bo nogi mnie do dzis bola. Wieczorem doszlismy do wioski w ktorej nic nie bylo, zero pradu, zero swiatla, zero wody ale piwo bylo :)

Wykapalismy sie w wodospadzie ktory byl w okolicy i nocowalismy w chatce plemienia karen, bo z tamtad pochodzil nasz przewodnik. Po drodze widzielismy duzego pajaka, tak na oko jak dlon. Wypilismy kilka piw, zrobilismy ognisko, ja pilnowalem zupy i musialem obracac bambus w ktorym sie gotowala, ale byla jadalna :P

Po kilku piwach trzeba bylo isc spac, nie wyspalismy sie za bardzop bo raz ze chatka byla nad rzeka - glosna, dwa caly las buczal - bardzo glosno, trzy caly czas cos biegalo po tej chatce - nie wiem co.

Rano wrzucilismy sniadanie pod postacia jajka i ananasa i znalezlismy takiego samego pajaka jak w lesie kolo naszego domku, nawet nie chce wiedziec ile ich tam jest.

Pozniej szybki marsz do sloni, na sloniach jezdzilismy okolo 30 min. Generalnie 2 pierwsze slonie mialy kierowce, nasz byl przypiety do innego slonia za ucho przy pomocy malego sznurka. Myslalem ze ten pierwszy slon bedzie mial kierowce ale nie, wiec nasz slon bez kierowcy byl kierowany przez wiekszego slonia tez bez kierowcy...

Byly grzeczne i poza tym ze nas kilka razy obsmarkal i chcial jesc nonstop ale ok.


Reszte moze opiszemy jutro bo jestesmy po 26h na nogach.
Po trekkingu pobieglismy szybko na pociasg w chiang mai, przez noc przejechalismy pol tajlandii aby w bangkoku przesiasc sie na metro, z metra z mala pomoca taja na taxowke, z taxowki na autobus w ktoreym byli sami tajowie my i para z anglii :) i na granice tajlandii-kambodzy, tu bez wiekszych problemow przedostalismy sie do kambodzy, pozniej tylko 2h samochdoem do siem reap.

I oto jestesmy w siem reap wykonczeni ale przejechalismy 1200km w 24h wydajac nie wiecej niz 35USD na glowe :>

Teraz po piwo i spac ;) jutro od 8 ruszamy do angkoru.

czwartek, 30 września 2010

Chiang Mai - tygrysy i zoo








Dzis mielismy taki plan:
1. Tygrysy
2. zoo
3. nocny market

Rano bylismy w tiger kingdom, to jest takie zoo w ktorym tylko sa tygrysy, od zwyklego zoo rozni sie tym ze mozna wejsc do klatki i potarmosic tygrysa ewentualnie probowac go ugryzc co tez probowalem zrobic na szczescie mi nie oddal ;)

Tajowie obiecali ze tygrysy nas nie zjedza, generalnie pozatym ze obiecali nie bylo zadnego zabezpieczenia, klatka - my - tygrysy i 2,3 tajow ktorzy jeszcze na dodatek draznili je dmuchajac im w nosy...

Po tym jak przezylismy wizyte u tygrysow, ruszylismy z zaprzyjaznionym tuktukiem do zoo, w zoo zgubilismy sie conajmniej kilka razy, ale dzieki temu zwiedzilismy je cale ;) Glownie zalezalo nam na pandach wielkich i misiach koala.

Misie i pandy zobaczylismy wiec ruszylismy taka ciezarowka do domu, na miejscu wykapalismy sie w basenie bo trafil nam sie taki luksus.

Wieczorem bylismy znow na nocnym targu, jutro wyjezdzamy w gory, tam nie bedziemy miec telefonu i swiatla, a wode z wodospadu ;) wiec generalnie przepadamy na 2 dni a pozniej odrazu wsiadamy do pociagu w strone bangkoku wiec pewnie zameldujemy sie z bangkoku po 3 dniach.